Niektórzy mówią, że dobrze rozwijające się dziecko musi się bać. Co to jednak oznacza? Czy dziecko które boi się ciemności, albo prosi o sprawdzenie czy pod łóżkiem przypadkiem nie ma potwora należy traktować dokładnie tak samo jak malucha, który boi się gołębi i z głośnym krzykiem i płaczem ucieka z parku by już nigdy tam nie wrócić?
Na powyższe pytania chciałoby się odpowiedzieć i tak i nie jednocześnie. Mechanizm różnorodnych obaw pojawiających się u dzieci jest taki sam, różnić się może natężenie i obiekty dziecięcych lęków. To że dziecko czegoś się boi jest tzw. normą rozwojową. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że w pewnym okresie swojego życia mały człowiek doświadczy jakiegoś rodzaju lęków. Jego obawy mogą mieć bardzo różne podłoże i prędzej lub później z większości takich lęków dziecko zwyczajnie wyrośnie.
Można oczywiście pomóc małemu człowiekowi poradzić sobie z trudnościami, nie dając się przysłowiowo „wkręcić” – „tatoooo, pod moim łóżkiem jest potwór” – tata idzie to sprawdzić, mówi, że nie ma potwora, a rezolutny maluch odpowiada, że potwór wiedząc że tata tam zajrzy uciekł… ale już wrócił… Pamiętajmy, aby nie dawać pożywki dziecięcym lękom i nie sprawdzać, czy w szafie, pod łóżkiem, czy w jakimkolwiek innym miejscu nie ma przypadkiem czegoś strasznego. Wystarczy że powiemy swojemu skarbowi, że takowego stwora nie ma i już. Im bardziej będziemy chcieli dowieść prawdziwości własnych słów, tym mniej przekonany będzie młody człowiek. W rozumieniu dziecka, gdybyśmy naprawdę byli przekonani, że potwór pod łóżkiem nie istnieje, to przecież nie musielibyśmy tego sprawdzać, no a skoro sprawdzamy, to rzecz wcale nie jest tak oczywista jak mogłoby się zdawać. Dlatego wystarczy gdy z całą swoją pewnością będziemy zaprzeczać istnieniu takiego zjawiska, ale nie będziemy go sprawdzać.
Nieco inaczej wygląda sytuacja, gdy dziecko zaczyna histeryzować, unika miejsc i sytuacji, w których mogłoby się zetknąć z tym co uznaje za niebezpieczne dla siebie. Początkowo warto przyjrzeć się takiej sytuacji uważnie i próbować samodzielnie zachęcić dziecko do wejścia w lękotwórczą sytuację. Dla przykładu, jeśli dziecko obawia się wyjścia do parku, bo są tam np. gołębie, spróbujmy do wspomnianego parku się udać, zachęćmy naszą pociechę do obejrzenia gołębi itp. Jeżeli jednak nasze próby nie przynoszą spodziewanych rezultatów warto wówczas z małym człowiekiem udać się do terapeuty. Tam w bezpiecznych warunkach dziecko nauczy się radzić sobie ze swoimi obawami, pozna sposoby na opanowywanie własnego napięcia i doświadczy tego, że lęk wcale nie jest taki straszny.
Najważniejsze jest jednak, abyśmy jako rodzice pamiętali że najgorszym sposobem na radzenie sobie z lękami dziecka jest zabezpieczanie malucha przed doświadczaniem tego czego się boi. Im częściej to robimy, tym bardziej dziecko utwierdza się przekonaniu że coś złego na pewno mogłoby się stać i że jest coś, co szczególnie mocno mu zagraża. To zaś powoduje, że mały człowiek zaczyna bać się samego wchodzenia w potencjalnie zagrażające sytuacje i jego/ jej lęk się nasila.